Dzisiaj prezentuję Wam okrągłą, pstrokatą, i co tu dużo mówić - dość kontrowersyjną poduchę, która pełni rolę siedziska mojego nowego, choć bardzo starego krzesła;) Ale do krzesła jeszcze wrócę:) Zgłaszam poduchę na konkurs Hello Sunshine, bo idealnie wpisuje się w letnie, kolorowo - kwieciste klimaty.
Wszystko zaczęło się od pięknego zestawu tkanin Dashwood Studio z kolekcji Suffolk Garden, ale zawiesiłam oko szczególnie na tej w małe, kolorowe kwiaty na brązowym tle. Przez chwilę miałam plan uszyć mojej Młodej folkową sukienkę, ale z oszczędności (czytaj skąpstwa;P) doszłam do wniosku, że to bez sensu, bo nacieszę oko raz, może dwa, zanim Młoda wyrośnie z sukienki, a potem będę musiała co chwilę zaglądać do szafy, żeby napawać się widokiem;) Wybór padł na poduchę - nie bójmy się tego słowa - pod tyłek po prostu:P
Oczywiście do tulipanów dobrałam kilka solidów Kaufmanna, obmyśliłam wzór i dokonałam pewnych obliczeń w celu minimalizacji strat tkaniny i optymalizacji pracy ( sinusy, cosinusy i inne Pitagorasy poszły w ruch, a nawet jakiś Tales się pojawił...;).
Samo szycie było już właściwie najprostszą czynnością. Żeby nie popsuć efektu i tak, delikatnie mówiąc, bogatego wzoru, przepikowałam wszystko powtarzając wzór ośmioramiennej gwiazdy.
Poducha ma około 52 cm średnicy. Wypełnienie uszyłam sama i przepikowałam w kilku miejscach, żeby poduszka nie była zbyt wysoka. Po kilku dniach siedzenia zrobił się z niej już właściwej grubości naleśnik:)
Nie mogę oczywiście nie nawiązać do krzesła, bo gdyby nie ono, to poducha nigdy by nie powstała. Jest to pieczołowicie odrestaurowany przez mojego Tatę oryginalny Thonet z fabryki w Radomsku. Uwielbiam go:) Tzn. przede wszystkim Tatę, ale Thoneta też:D